Imprinting – czy wydrukować Ci konia?

Mam fajną drukarkę, taką szarą, można nawet powiedzieć że siwą. Ach, kto nie marzył w wieku lat nastu (a może nadal marzy), by wyhodować sobie czempiona, a potem spać z nim razem w boksie i kroczyć dziarsko ścieżką pełną sukcesów jeździeckich dochodząc do upragnionego olimpijskiego złota… Przyznać się bez bicia, nie ma w tym nic złego, marzenia są piękne. Ja na przykład ostatnio marzę o ciepłym obiedzie albo wylegiwaniu się w łóżku chociaż do 8 rano, jeszcze nie mogę się zdecydować. Kilkanaście lat temu, jeszcze w liceum, jako młoda i opętana końmi dziewczyna robiłam swój pierwszy projekt badawczy. IMPRINTING. Cóż by innego? Pamiętam to uczucie nieskończonego szczęścia kiedy udało mi się zdobyć kserokopię książki Pana dra Millera „Imprint Training of the Newborn Foal”[1]. To było jeszcze w mezozoiku, pdfy i chomiki nie wchodziły w grę, więc proszę docenić mój nastoletni trud. W zaprzyjaźnionej stajni latem miały się źrebić 4 klacze, więc dzięki skomplikowanym operacjom matematycznym, pochodne, całki, różniczki, w dużym przybliżeniu wyszło mi, że 2 źrebaki trafią do grupy badanej, a dwa do kontrolnej. Wszystko było grane jak książka nakazała, głaskanie, palce w nosie, stukanie w kopyta, czego dusza zapragnie. Kontrola oczywiście nie tykana. I potem moi drodzy, Katarzyna niczym przyszła noblistka ocenia po trzech miesiącach efekt tego treningu lub jego braku. Jakaż mądra, jakaż dumna, jakież piękne wnioski. Źrebaki z grupy badanej chodzą już prawie Grand Prix, a do kontrolnych nawet nie da się podejść – no dzicz kudłata i rogata. Brawo, brawo dla tej Pani! Właśnie zaliczyła swoją pierwszą naukową porażkę. Ale jak to? Zaraz się przekonacie.

1. Historia imprintingu

To nie Lorenz! To nie Konrad był pierwszy! Co Ty gadasz kobieto? No wyobraźcie sobie, że 60 lat wcześniej w 1873 roku brytyjski dżentelmen Douglas Spalding odkrył fenomen imprintingu u kurczaków. Potem po wielu latach zgłębiał go Oskar Heinrich (1910), ale oczywiście głównym popularyzatorem i twarzą wdrukowania jest twórca nowoczesnej etologii (taka nauka badająca zachowania zwierząt) i laureat Nagrody Nobla z 1973 roku – Pan Konrad Zacharias Lorenz.

Imprinting po angielsku, a po polsku wdrukowanie, naznaczenie, wpajanie – dotyczy najwcześniejszej formy uczenia się, dość wyjątkowej, bo ograniczonej czasowo. Dotyczy wrażliwego czasu zaraz po urodzeniu (tzw. okres krytyczny), kiedy bezbronny maluszek dopiero wita się z zewnętrznym, zimnym, strasznym światem. Spalding zaobserwował, że wkrótce po wykluciu pisklęta podążają za jakimkolwiek obiektem, który się porusza. Jednak to Lorenz rozsławił wpajanie (tak, tak, zupełnie jak Renesme i wilkołak ze Zmierzchu) wśród naukowców. Pan Konrad zaobserwował, że ten krytyczny okres trwa do drugiego czasem trzeciego dnia po wykluciu (badał gęś gęgawę gę gę gę). Jego gąski również podążały za każdym „matkopodobnym” obiektem, który zobaczyły wkrótce po urodzeniu (wdrukowanie afiliacyjne). Wyobraźcie sobie, że fenomen ten tak bardzo podniecił naukowców na całym świecie, że na potęgę zaczęli badać różne zwierzęta w różnych kombinacjach. Studenci etologii nawet wpajali kurczaczkom, że ich mamusia to pudełko zapałek czy balon! No halo, kto nie lubi takich mięciutkich krągłości, ja się pytam? Lorenz stwierdził, że to co zostało wdrukowane jest nieodwracalne i determinuje przyszły wybór partnera seksualnego (wdrukowanie seksualne). Faktycznie okazało się, że ptaki, które były wysiedziane i wykluły się w gnieździe mamy innego gatunku, potem próbują kojarzyć się nie z własnym, ale właśnie tym przybranym gatunkiem. Ooł! Jeżeli chcecie poczytać nieco więcej o samym zjawisku to polecam może nie najświeższy, ale za to zacny artykuł Pani Ewy Bielczyk (dostępny za darmo i po polsku!) pt. „Wpajanie cech człowieka na przykładzie wybranych gatunków zwierząt” [2].

W przypadku koni i innych ssaków badacze wciąż powątpiewają, że imprinting występuje w takiej samej formie jak opisano u ptaków. Nie będziemy zagłębiać się w doświadczenia na szczurach, psach, krowach, kozach, dzikiej zwierzynie, bo nas interesują konie. Equusy caballusy. W 1991 roku (28 lat temu…) dr Robert Miller, weterynarz z kraju McDonald’sa i iPhona, na podstawie własnych długoletnich obserwacji zasugerował, że w przypadku źrebiąt taki krytyczny okres trwa około 48 godzin, kiedy to źrebie uczy się podążać za matką. Można też znaleźć informację, że w przypadku koni czas ten jest nieco krótszy nawet 18 do 24 h po porodzie. Jednak dr Miller nie tylko opisał fenomen mechanizmu imprintingu u źrebiąt, ale również opracował metodę znaną jako „Imprint Training”, czyli metodę wczesnego szkolenie źrebiąt (wg EB „trening wpajania” [2]). W metodzie tej źrebaczek jest intensywnie traktowany w pierwszych godzinach życia, a wszystko w wierze, że taka procedura zmniejszy występowanie reakcji obronnych oraz uwrażliwi źrebię na nacisk – przez co ułatwi mu start w dorosłe życie. Większość badań naukowych stwierdza, że wczesne szkolenie źrebiąt (w krytycznym okresie imprintingu), nie ma nic wspólnego z naturalnie zachodzącym w przyrodzie procesem. Jak to? Nie do końca są spełnione warunki, które obserwowano u ptaków, czyli tak szkolony źrebak nie wykazuje wobec ludzi zachowań seksualnych, nie podąża „ślepo” za człowiekiem traktując go jako matkę, również okazuje się, że efekty treningu nie są nieodwracalne. Ale co najważniejsze – podczas naturalnie występującego okresu imprintingu zwierzę nie jest w żaden sposób przymuszane (czy wzmacniane) – proces zachodzi samoistnie i wynika ze zmian w otoczeniu – bezingerencji z zewnątrz. We wczesnym szkoleniu źrebię jest eksponowane na dany bodziec, manipulacje, procedurę, może w nawet bardzo delikatny i czuły sposób, ale jednak jest zmuszane/przymuszane do wytrzymania tego tak długo, aż przestanie stawiać opór – czyli uczy się, że nie warto walczyć, bo jako małe i słabe faktycznie ma ograniczone możliwości dyskutowania z silnym człowiekiem [3]. Myślisz, że może to powodować u niego stres?

Podsumowując, imprinting (opisany u ptaków) to okres nauki, w którym dochodzi do przedstawienia oraz utrwalenia wzorca rodzica, a także zachowania charakterystycznego dla swojego gatunku. Natomiast wpisując w wyszukiwarkę nieszczęsny termin „imprinting źrebiąt” znajdziemy opis metody stworzonej i promowanej przez dra Millera, która jest szkoleniem/treningiem mającym miejsce w tym niezwykłym okresie tuż po urodzeniu. Aż się zmęczyłam, lecimy dalej?

imprint training = wczesne szkolenie źrebiąt
imprinting = wdrukowywanie, wpajanie

[Teraz mała prośba. Na pewno wielu z was ma już swoje zdanie na temat wczesnego szkolenia źrebiąt i teraz pojawiają się dwie opcje, albo spodoba Ci się to co piszę, bo potwierdzi to Twoje obserwacje albo bardzo nie spodoba, bo będzie zupełnie sprzeczne z tym w co wierzysz i co robisz. Bardzo proszę o dojrzałe podejście do tematu, choć wiem, że moje drewniane poczucie humoru tego nie ułatwia, ale ja tylko staram się przedstawić w jednym miejscu aktualny stan wiedzy w oparciu o wszystkie dostępne badania naukowe do których dotarłam. Nie chcę nikogo urazić czy obrazić. Obojętnie czy szkolisz swoje źrebaki w okresie imprintingu czy nigdy tego nie zrobiłeś i nie zrobisz, to nie jest moja sprawa i to nie jest moja decyzja. To w 100% Twoja decyzja. Ja tylko chcę, żebyś znał aktualny stan wiedzy na ten temat, aby ta decyzja była ŚWIADOMA. Powtórzę po raz setny „science doesn’t care what you believe” (nauki nie obchodzi w co wierzysz). Oczywiście sposób podania jest dość rozwiązły, ale fakty i liczby pozostają te same. Przeczytaj. Przeanalizuj. Emocje na bok i… bon appetit!]

2. A co nauka na to? Czy są jakieś pozytywy?

Po polsku na dobry początek możecie przeczytać elegancki przegląd literatury przygotowany przez Panią Natalię Przybyłowicz z Zakładu Hodowli Koni w Szczecinie, który ukazał się w Hodowcy i Jeźdźcu w roku 2012 [4]. Ja również pokusiłam się o swój autorski przegląd dostępnej literatury i dorzucając kilka kąsków mamy jakieś dwadzieścia badań dotyczących wczesnego szkolenia źrebiąt, nie tylko zaraz po urodzeniu ale także nieco później. Czy są jednomyślne? No gdzieżby tam! To byłoby bardzo podejrzane. Przyjrzyjmy się im dokładnie, powolutku, kroczek po kroczku. W związku z dużymi różnicami w samej metodologii bardzo trudno jest porównywać wyniki tych badań, ale może zadanie trochę ułatwi moja wypasiona tabela. Pamiętajcie jednak, że Pan dr Miller (który w tym roku skończył 96 lat) poświęcił swoje życie na badanie i promowanie tej metody w wierze poprawy życia koni od pierwszych ich chwil, dlatego obojętnie co uważacie na ten temat, pamiętajcie, że obiektywnie oceniacie samą METODĘ – nie człowieka, któremu należy się duży szacunek.

Rozróżnienie korzyści wynikających z wczesnej habituacji oraz każdej końskiej odmiany imprintingu (analogicznie do tego pierwotnie opisanego u ptaków) czy nawet bardziej radykalnych elementów wczesnego szkolenia źrebiąt zaproponowanego przez dra Millera jest niezwykle trudne. Stąd nie dziwi, że w kilku badaniach wykazano pewne korzystne efekty wczesnego szkolenia źrebiąt. W 1996 roku Mal i McCall [5] przeprowadzili kolejne badanie na ten temat (pierwsze 2 lata wcześniej, ale nic im nie wyszło) w którym dziesięć źrebaków (aż!) podzielili na dwie grupy: (1) EH – źrebakami zajmowano się od doby po urodzeniu do 42 dnia życia (czyli do 6 tygodnia) – przez 5 dni w tygodniu po 10 minut, a potem nie zajmowano się nimi od 43 do 84 dnia życia (do 12 tygodnia); (2) LH – tutaj źrebakami nie zajmowano się przez pierwsze 6 tygodni (42 dz.ż.), natomiast w dniach 43-84 przez 5 dni w tygodniu przeprowadzano 10-minutowe sesje. Nie było typowej grupy kontrolnej, peszek. Procedura polegała na głaskaniu po całym ciele, nic więcej, czyli taka wersja „light” wczesnego szkolenia wg dra Millera, a w dniu 85 rozpoczęto testy. Przez 5 dni zaślepiony i nie znający tych źreboli trener zakładał kantar i prowadzał je przez 20 metrów, a ostatniego dnia miał wystawić ocenę (od 1 do 5). Okazało się, że źrebaki z grupy wcześniej szkolonej były lepsze niż te później szkolone. Pamiętajcie, że słabe punkty tego badania to brak grupy kontrolnej, 5 źrebaków w grupie to też niewiele, do tego metodologia – żaden labirynt, tylko subiektywna ocena. Autorzy sugerują, że może podczas pierwszych 42 dni życia występuje jakiś krytyczny okres, kiedy to źrebaki uczą się szybciej i efektywniej, ale potem w dyskusji zastanawiają się czy takie zachowanie nie jest przypadkiem efektem wyuczonej bezradności. Możliwe, że taki mały źrebaczek, który od urodzenia uczy się, że lepiej stać i nie walczyć z ograniczeniem potem również odpuszcza i w ciszy zamyka się w swojej skorupce. To tylko przypuszczenie, hipoteza, teoria, ale warto mieć z tyłu głowy… jeszcze do tego wrócimy.

W kolejnym badaniu Pani Barbara Simpson sama zastanawia się jaki wpływ po latach będzie miał taki wczesny trening źrebiąt [6]. Same korzyści, takie jak usprawnienie procesu uczenia się, w przyszłości łatwiejszy w treningu koń, wzmocnienie więzi konia i człowieka, zmniejszenie stresu podczas kontaktu z drapieżnym dwunożnym, łatwiejsze zajeżdżanie? Z drugiej strony wyraża obawę o to czy tak wczesna ingerencja nie zaburzy więzi pomiędzy źrebakiem a matką, co może spowodować odrzucenie źrebaka przez klacz, czy też ryzyko uszkodzenia człowieka przez nadopiekuńczą mateczkę, a może takie zsocjalizowane wyrostki mogą traktować potem ludzi jak swoich koleżków z pastwiska, co może objawiać się jako słodkie zabawy albo też groźne bójki…  W tym badaniu w sumie wzięło udział 15 źrebaków, grupa kontrolna (n=8) i badana (n=7), która pierwszy trening miała pomiędzy 2 a 8 godziną życia, a potem przez kolejne 4 dni powtórki. Pani Basia się postarała, bo lista bodźców dla tych „bąbelków” była dłuższa niż moja lista książek do przeczytania i seriali do obejrzenia… spreje, ręczniki, plastikowe worki, odkurzacz, palce w nosie, uchu, odbycie… no czego tylko dusza zapragnie. Po czterech miesiącach egzamin i co my tu mamy? W subiektywnej ocenie zaślepionego obserwatora wyszło, że źrebaki z grupy badanej były spokojniejsze i bardziej przyjazne, lepiej poradziły sobie z zabiegami takimi jak szczepienie czy odrobaczenie, ale z zakładaniem kantarka nie poszło im tak wybitnie. Ostatnim zadaniem było stajnie spokojnie przy wycinaniu sierści nożyczkami i obie grupy poradziły sobie tak samo dobrze. Autorka sugeruje, że może to być efekt habituacji jako że zadanie było ostatnie na liście to konie już ogarnęły, że dwunożni nie robią krzywdy i nie ma się czego bać. Wcześniejsze wkładanie palców do nosa, pupy czy obstukiwanie kopyt nie ułatwiło źrebakom z grupy badanej tych zadań i Pani Simpson twierdzi, że wcześnie szkolony źrebak nie koduje specyficznie zadań przed nim stawianych, ale wczesne szkolenie źrebiąt wpływa ogólnie korzystnie na przyszłe życie wierzchowca, bo jest on łatwiejszy w obsłudze, bardziej uległy, a każde zadanie przychodzi mu łatwiej, więc spływa wszędzie potok bezpieczeństwa. I konkluzja – mimo fajnych wyników sprawdźmy czy podobne uzyskamy z inną większą grupą… Na koniec przyznaje również, że korzystne uzyskane efekty mogą być również osiągnięte w późniejszym wieku, bo u źrebaków z grupy kontrolnej odnotowała spadek tętna przy samych testach, więc nawet w wieku 4 miesięcy (!) taki źrebak może się czegoś nauczyć.

Pani Sharon Spier (2004) twierdzi, że wczesne szkolenie źrebiąt wg Millera to warunkowanie dotykowe, takie wyuczone zachowanie składające się z trzech składowych: desensytyzacji, socjalizacji i sensytyzacji [7]. W jej badaniu wzięło udział 40 źrebaków, podzielonych na dwie grupy: kontrola (n=21) i grupa badana (n=19). Grupa badana 10 minut po porodzie dostaje sesję wczesnego szkolenia, która trwa około 45-60 minut (a co z odpornością bierną dzięki pysznej siarze ja się pytam?), a potem powtórka po 24 godzinach, kontrola się obija, a jakże. Ten sam doświadczony weterynarz najpierw wycierał ręcznikiem, głaskał po całym ciele, wtykał paluchy do nosa, buzi, ucha, głaskał reklamówką, wszystko powtarzane 30-50 razy aż zaobserwował brak jakiegokolwiek oporu. Wszystkie źrebaki poszły z mateczkami na pastwiska i jeśli któreś wymagało ingerencji człowieka do czasu testu (po 3 m.ż.) to wyłączano je z badania (2 wyjechały, 5 miało objawy zapalenia płuc, 5 zmarło lub poddano je eutanazji w efekcie wypadku lub choroby). I tym sposobem mamy tylko 28 źrebaków do oceny: 14 kontrolnych i 14 badanych. Na wielkie egzaminowanie przyjechał kolejny koński weterynarz, ale nie znający źrebaków (zaślepiony) i miał za zadanie sprawdzić jak poradzą sobie z przytrzymaniem, zakładaniem kantara, badaniem fizykalnym, akceptacją plastikowej maski na nozdrzach, dotykaniem całego ciała, podnoszeniem i stukaniem w kopyta, pierwszym szczepieniem domięśniowym, szczepionką donosową i pastą odrobaczającą, oczywiście via paszczu. Oceniano w profesjonalnej skali od 1 do 4 czy jest opór czy idzie gładko, do tego zasłużone klacze matki również dostały punkty. Dodatkowo przed i po badaniu, które trwało jakieś pół godziny, pobrano próbki krwi w których oznaczono m.in. stężenie kortyzolu i glukozy. No i jak tam wyniki? Okazało się, że nie ma znaczących różnic pomiędzy grupami w większości procedur, takich jak dotykanie, zakładanie kantara, badanie fizykalne, szczepienie, odrobaczanie, pobieranie krwi, nawet w stężeniu kortyzolu i glukozy… jednak jest różnica jeżeli chodzi o podawanie nóg. Grupa badana dała sobie podnieść wszystkie nogi, a w grupie kontrolnej prawie żaden źrebak nie podał zadnich odnóży. Autorzy tłumaczą to faktem, że w warunkach dzikich te zadnie nogi są pierwszą linią obrony w stosunku do atakujących znienacka drapieżników, więc naturalny odruchem jest chronienie szkitek. Na sam koniec szanowni badacze dodają, że większa korzyść z takiego wczesnego treningu może być obserwowana w przypadku źrebaków z bardziej defensywnym, strachliwym usposobieniem, chociaż to może być dość trudne do oceny zaraz po porodzie. Ogólnie w tym konkretnym badaniu wszystkie źrebaki były bardzo ciekawskie i nie wykazywały agresywnych zachowań, a drobne różnice na korzyść grupy badanej wyszły przy tych zadnich nogach w wieku 3 miesięcy, tylko czy utrzymałyby się również po dłuższym czasie?

Mamy jeszcze jedno badanie, które przeprowadzili Sondergaard i Jago, tandem duńsko-nowozelandski, w 2010 roku – eno, eno, najświeższe ze wszystkich [8]. 44 źrebaki podzielono na dwie równe grupy i badano wpływ wczesnego treningu w ciągu pierwszych 2 dni po urodzeniu na ich późniejsze reakcje. W przypadku grupy badanej pierwsza sesja treningowa odbyła się w ciągu 14 godzin od porodu, kolejne następnie co min. 3 godziny, tak że w sumie źrebak zaliczył 6 treningów 10-minutowych w pierwszych dwóch dniach życia. Co robiono? Źrebaki były delikatnie przytrzymywane i głaskane po całym ciele gołymi rękami, a następnie plastikową torbą, a na koniec podnoszono nogi. Źrebaki kontrolne oczywiście zupełnie bez ingerencji. Autorzy przytaczają komunikację prywatną z niejaką Panią Iverson, która stosowała metodę dra Millera u części swoich źrebaków, a u pozostałych nie, a następnie mierzyła stężenie kortyzolu podczas wymrażania piętna rasowego. Grupy nie różniły się w zachowaniu oraz w poziomie kortyzolu i to samo wyszło w tym badaniu, źrebaki z dwóch grup nie różniły się reakcją na wymrażanie w wieku 14 dni. W tygodniu 5 oceniano zachowanie par klacz-źrebię podczas obserwacji na pastwisku. Matki źrebiąt szkolonych były mniej aktywne i zaangażowane w utrzymywanie źrebaka w swoim otoczeniu niż klacze źrebiąt kontrolnych. W wieku 6 tygodni wszystkie źrebaki (oczywiście w towarzystwie mamy) sprawdzano na arenie testowej, gdzie oceniano ich reakcję na nowy obiekt i nieznanego człowieka. No i tutaj mamy brak różnic w częstości rytmu serca, w zachowaniu eksploracyjnym, podczas prezentacji nowego obiektu poziom stresu taki sam. Jednak gdy na placu pojawił się nieznajomy człowiek, źrebięta z grupy badanej miały krótszy dystans ucieczki niż grupa kontrolna. Źrebaki z grupy badanej miały tendencję do oddalania się od klaczy. Taki mały pimpek zamiast pilnować ogona matuli, od razu wiatr w grzywę i heja będzie eksplorował, a że nic jeszcze o świecie nie wie to wlezie w paszcze lwa, w zastawione sidła przez kłusowników, zeżre jakieś trujące zielsko. Małe dzieci są cudowne, ale każda matka wie ile stresu i przyspieszonego bicia serducha powodują. Czy takie wczesne szkolenie nie przyspiesza „sztucznie” ich pewności siebie? Warto jeszcze dodać, że autorzy zaobserwowali związek pomiędzy charakterem matki a charakterem dziecka (genetyka+środowisko), czyli źrebaki spokojnych klaczy były spokojniejsze, a tych problematycznych bardziej problematyczne. Do zapamiętania, bo jeszcze będziemy to zgłębiać.

I to by było na tyle. Kilka badań nad korzystnymi efektami wczesnego szkolenia, jak widzicie mimo sprawdzania różnych zachowań korzystne efekty otrzymano raz w przypadku szczepienia i odrobaczania, raz przy podawaniu nóg, raz przy kontakcie z nieznajomym, a we wszystkich pozostałych testach nie wykazano różnic… Ponadto testowanie odbywało się dość wcześnie (max. 4 miesiąc życia), więc nie mamy pewności czy te efekty będą się utrzymywać w przyszłości… Coraz więcej pytań, coraz więcej wątpliwości. No nic, teraz lecimy dalej, bo karuzela dopiero zaczyna się rozkręcać, trzymajcie się! I nie zasypiajcie!

3. Nie wykazano różnic? Więc po co przepłacać?

Wspomniany wcześniej Mal wraz ze swoimi współpracownikami z USA (1994) przeprowadzili jedno z pierwszych badań w tym temacie i klimacie, czyli badali jak wpływa zajmowanie się źrebakiem w okresie od urodzenia do osadzenia [9]. 23 źrebaki podzielono na 3 grupy: (1) kontrola, tymi źrebakami w ogóle nie zajmowano się aż do momentu odsadzenia; (2) średni kontakt, czyli źrebakami z tej grupy zajmowano się dwa razy dziennie po 10 minut przez pierwsze 7 dni po urodzeniu, a potem zostawiono je w spokoju aż do czasu odsadzenia; (3) intensywny kontakt, czyli jak grupa druga, ale po tygodniu również się nimi zajmowano, aż raz w tygodniu przez 10 minut do czasu odsadzenia. Czyli co robiono? Zabierano z pastwiska mateczkę z przychówkiem do kwaterki 10×15 m, tam kobyła dostała jedzonko w wiadrze, a eksperymentator czochrał, miąchał i głaskał źrebaczka po całym ciele przez 10 minut (bez zakładania kantara i unoszenia nóg, tylko dotykanie). Potem po odsadzeniu (średnio w wieku 4 miesięcy, dość szybko, prawda?) robiono testy pamięci przez trzy dni (dzień 1, 3, 15) w tej samej kwaterce. Nie wykazano różnic pomiędzy grupami, czyli źrebaki ze wszystkich grup zachowywały się podobnie, głaskanie niczego nie usprawniło. Dlaczego tak się stało? Maluchy były świeżo po odsadzeniu i w czasie testów raczej biegały w kółko i rżały niż zajmowały się rozwiązywaniem łamigłówek sprytnie ułożonych przez badaczy. Peszek. Było to jedno z pierwszych badań, więc jeszcze możemy wybaczyć.

A teraz w natarciu Islandia [10] – Sigurjónsdóttir i Gunnarsson (2002) wzięli się za 44 źrebaczki z czterech różnych stajni, które podzielili na dwie grupy – kontrola (n=22) i badana (n=22). Tutaj mamy mniej bogatą wersję treningu według dra Millera, bo Islandczycy zazwyczaj pierwszy raz widzą źrebaka w wieku około 2 miesięcy jak stado koni i owiec zbliży się do chatynki. Wracając na ziemię, badacze pierwszy kontakt zainicjowali w ciągu 24 godzin po porodzie i było to głaskanie po całym ciele na leżąco oraz wkładanie palców do pyska i uszu. Do tego w kolejnych dniach dokładamy podnoszenie nóg, zakładanie kantara i prowadzenie na uwiązie, powtórki w sumie przez tydzień czasu. Po czterech miesiącach przeprowadzono test oceniający ogólne zachowanie źrebaczków, dodatkowo właściciele klaczy również mieli ocenić jej charakter. Czyli niezbyt konkret. Nie wykazano istotnych statystycznie różnic w zachowaniu pomiędzy dwoma grupami. Okazało się jednak, że istnieje dodatnia korelację pomiędzy nerwowością u klaczy a oporem źrebaków w zakładaniu kantara czy prowadzeniu na uwiązie w wieku 4 miesięcy. Autorzy dodają w dyskusji, że wielu trenerów w Islandii rekomenduje zaznajamianie źrebaka z różnymi procedurami, jednak w dużo spokojniejszy, wolniejszy, delikatniejszy i rozłożony w czasie sposób, tak by zbudować silną więź między trenerem a źrebakiem opartą na zaufaniu. A potem jeszcze z grubej rury „it is possible that what we are witnessing when the foals seem relaxed after stroking is not imprinting but learned helplessness”. Tak, tak, znowu się pojawia temat wyuczonej bezradności.

Patrzcie na to, w natarciu dumnie kroczy ekipa z Teksasu pod wodzą Williams, oni naprawdę się przyłożyli [3]. Pierwsze skromne, próbne podejście, wzięli sobie 47 źrebaczków rasy QH, 25 w grupie badanej i 22 kontrolne. Źrebaczki z grupy badanej traktowano według procedur opisanych przez dra Millera, czyli zaraz po urodzeniu, kiedy źrebię leżało przez 30-45 minut głaskali, wkładali, opukiwali, zginali, co się dało, a potem jak już wstało 12, 24 i 48 godzin po porodzie wkracza kantarek, prowadzenie, stanie spokojnie etc. I co? I nie wykazano różnic w zachowaniu pomiędzy grupami oraz w częstości rytmu serca w wieku 1, 2 i 3 miesięcy. Jednak warto zauważyć, że wszystkie źrebaki (47 sztuk) były oceniane tylko w pierwszym miesiącu, a w kolejnych ich liczba topniała niczym lody w lipcu (drugi miesiąc – 20, trzeci miesiąc – tylko 9 źrebaczków). No i jednak procedura delikatnie różniła się od tej opisanej przez doktora Millera, to znaczy badacze ominęli wkładanie palca do ucha, pyska, masaż języka i rozpoczęli działania dopiero jak źrebak wstanie i zje (brawo, siara to płynne złoto!), a nie zaraz po tym jak mokry wymoczek wyskoczy z ciepłej macicy. Ten język, ucho i pysk to jakaś drobnostka, lekki kilkudziesięciominutowy poślizg czasowy chyba też jeszcze przełknę, ale wy mi powiedzcie jak to się stało, że po trzech miesiącach została wam jedna piąta źrebaków? Mam omdlenie statystyczne. Na szczęście rok później wyszło badanie tej samej drużyny, które naprawdę przygniata do ściany [11]. Tym razem 131 źrebaków i to w dość złożonym, nieźle przemyślanym protokole badania. Maluchy podzielono na 7 grup:
1. Kontrola (n=22),
2. Jedna sesja zaraz po porodzie (n=17),
3. Jedna sesja 12 godzin po porodzie (n=18),
4. Jedna sesja 24 godziny po porodzie (n=19),
5. Jedna sesja 48 godziny po porodzie (n=17),
6. Jedna sesja 72 godziny po porodzie (n=18),
7. Cztery sesje, pierwsza zaraz po porodzie, kolejne po 12, 24, 48 godzinach (n=20).
To jak wyglądało samo badanie? Długa lista oparta na propozycji dra Millera, ale celowo z pominięciem następujących czynności (wkładanie palca do ucha, masowanie dziąseł, warg, języka, zginanie głowy i szyi na boki, udawane strzyżenie maszynką), czyli mamy głaskanie po całym ciele rękami, niebieską reklamówką, wkładanie palca w nos, w paszcze tam gdzie wędzidło, podnoszenie ogona, podnoszenie nóg i stukanie w nie, psikacz, kantar, odchodzenie od nacisku na boki, prowadzenie, nauka stania w miejscu. Procedury miały ustaloną kolejność, a osobniki trafiały do grup dość naturalnie i randomowo. W wieku pół roku, tydzień po odsadzeniu, czterech zaślepionych badaczy (nie wiedzieli w jakiej grupie jest źrebak) oceniało wpływ wczesnego treningu lub jego brak na zachowanie młodzieży. Badacze szli na pastwisko i próbowali łapać gagatka (pomiar czasu), zakładali kantar (czas), montowali monitor pracy serducha (czas), potem źrebak odpoczywał chwilę w zewnętrznym boksie testowym 3×3 metry i tam oceniano reakcję na bodźce. Czyli co? Badacze głaskali malucha po całym ciele, podnosili nogi i stukali, psikali sprejem i prowadzili 3 metry na sznurku. Mierzyli czas kiedy źrebak przestał się opierać, no i oczywiście tętno. A na koniec jeszcze psikus, coś nowego, w odległości 1,5 metra od konikowego nosa otwierali parasolkę. Ba da bum! No i co? No i co wyszło? Jajco! Nic. Nie wykazano żadnych różnic pomiędzy grupami. Ani na korzyść, ani na niekorzyść. Autorzy elegancko „tłumaczą się” w dyskusji, że procedura nieznacznie różniła się od tej zaproponowanej przez dra Millera, bo ominęli kilka czynności, no i może nie udało im się dorwać maluchów w momencie jak wyskakiwały z macicy, ale czasem po 30-45 minutach od porodu, no halo, takie życie. Kto polował na poród, siedząc co noc wpatrzony w kamerkę, dobrze wie, że ta złośliwa klacz Balbina specjalnie oźrebi się w momencie jak poszliśmy na szybkie siku lub lekko opadły nam powieki… konie mają czuja i swoich szpiegów! Nie dajcie się zwieść. W odpowiedzi na artykuł dra Millera z roku 2001 [12], w którym wymienia problemy jakie pojawiają się w badaniach naukowych na temat wczesnego szkolenia źrebiąt autorzy odpowiedzieli następująco:
1) grupa kontrolna nie ma specjalnego szkolenia, ale standardowe procedury weterynaryjne które powodują, że również „wdrukowują” sobie obraz człowieka-opiekuna -> w tym badaniu była to tylko standardowa w tym ośrodku iniekcja penicyliny, ale miała miejsce wiele godzin po porodzie,
2) w badaniach naukowych biorą udział naukowcy nie mający doświadczenia z końmi -> w tym badaniu brały udział tylko osoby doświadczone w pracy z końmi;
3) zbyt mała populacja, żeby wykazać efekt – > w tym badaniu 131, więc trochę się nazbierało;
4) płeć trenera szkolącego źrebię wpływa na wyniki, kobiety są bardziej pilne (dokładne) -> tutaj trochę gorzej, bo nie udało się tak zaplanować by tylko kobiety przeprowadzały pierwszą sesję a mężczyźni kolejne, jednak w poprzednim badaniu gdzie udział brały same kobiety również nie wykazano różnic [3]. Ale halo, co to za podziały? Mamy równouprawnienie, równoukonienie, no chyba każdy może pogłaskać źrebaka czy pojeździć na koniku, mimo, że może nie zawsze wszystko leży idealnie? Jako krótkonoga i obleczona lekką warstwą pluszu istota, nie chcę czuć się gorsza, mimo że mam świadomość, że ten długonogi szczupły młodzian zawsze będzie lepiej prezentował się na koniu niż moja przysadzistość. No i jeszcze na koniec autorzy artykułu tłumaczą, że tak naprawdę to tu nie zachodzi żadne wdrukowanie, ale zwykła, normalna desensytyzacja i habituacja. Zonk!

A oto przed Państwem zespół Pani Lansade i 26 kucyków walijskich wprost z Francji, łi-łi, żyjących sobie beztrosko pod lazurowym niebem [13]. Źrebaki podzielono na pół, czyli na kontrolę (n=13) i grupę badaną (n=13), w której pierwsze szkolenie przeprowadzono 6 godzin po porodzie (czas trwania 45 min). Potem codziennie szkolono te źrebaczki przez 14 dni (najpierw dwa razy dziennie po 15 minut, potem po 10, a na końcu raz dziennie 10 min). Autorzy piszą, że robili wszystko według instrukcji dra Millera, poza wkładaniem palca do ucha, nosa i odbytu, bo Pani Simson (2002) wykazała wcześniej [6], że te procedury nie są efektywne, ech zawsze coś muszą zmienić, jakby raz nie mogli zrobić punkt po punkcie co w książce napisano. Do roboty zaprzęgnięto 5 doświadczonych osób (4 kobiety i jeden mężczyzna) ubranych na niebiesko przez czas badania. Robili to co zawsze, czyli głaskanie całego ciała ręką, potem reklamówką, podnoszenie nóg, zakładanie kantara, odchodzenie od nacisku, prowadzenie na uwiązie itp. itd. Potem czas na testy: 2 dni po zakończeniu szkolenia (czyli w 16 dniu życia), a potem w wieku 3, 6 i 12 miesięcy. No i jeszcze na dokładkę pomiędzy 14 a 15 miesiącem sprawdzano umiejętność uczenia przestrzennego i różnicowania. W końcu ktoś zbadał wpływ po dłuższym czasie, a nie po kilku miechach, szacunek! No i co? I faktycznie 2 dni po ćwiczeniach, źrebaki z grupy badanej radziły sobie super ze wszystkimi zadaniami egzaminacyjnymi (zakładanie kantara, podnoszenie nóg, prowadzenie, zachowania defensywne, machanie reklamówką). Jednak 6 miesięcy później grupy różniły się tylko w przypadku prowadzenia na uwiązie, a po roku nie było żadnych różnic. ZERO. W przypadku ogólnej bojaźliwości (wprowadzenie nowego strasznego obiektu) nie wykazano różnic między grupami, czyli nie wykazano generalizacji bodźców – znany do nieznanego. Podobnie w przypadku testu pamięci przestrzennej i dyskryminacyjnej – brak różnic. A na końcu Pani dr Lea Lansade dodaje zdanie „the hypothesis of the existence of an imprinting-like proces in horses could thus probably be rejected”, o mateczko, na szczęście dodała, że prawdopodobnie może być odrzucony, nie na 100%, bo zawał dla wielu gwarantowany.

Teraz mili Państwo coś co może Was zaskoczyć – próba stworzenia modelu relacji matka-dziecko (Homo sapiens) w oparciu o relację klacz-źrebię [14]. Sama zaczęłam się na tym zastanawiać, od tej matczynej strony. Może ktoś miło wspomina poród i miał to wielkie szczęście poleżeć z dzieciaczkiem na brzuszku zaraz po, wiecie skóra do skóry i łapał te magiczne chwile niczym małe motylki, och, ech, ach, u mnie stety-niestety dwa razy skończyło się na sali operacyjnej, więc nie miałam takiego zaszczytu. Jeśli bym mogła o tym decydować to wolałabym poleżeć z małą kluseczką w spokoju niż od razu oddawać ją w obce ręce lekarzy i położnych, do wszystkich badań i pomiarów, ale często kobiety nikt nie pyta, a co dopiero klaczy… Wracając do samego badania mamy 10 maluchów jako kontrola, 9 w grupie badanej, czary-mary następuje magia porodu w tle relaksująca muzyka i jacuzzi, a potem w ciągu 10 minut mamy procedurę wczesnego szkolenia według dra Millera – głaskanie ręką, ręcznikiem, reklamówką itd. Maluch sobie leży a my oczywiście nie pozwalamy mu wstać kiedy chce. Średni czas trwania treningu wynosił 72 minuty. Okazało się, że źrebaki z grupy kontrolnej wstawały w czasie od 16 do 111 minut po porodzie, a z grupy badanej w czasie od 77 do 127 minut. Co do pierwszego łyczka siary to u kontroli było to między 37 a 161 minutą po porodzie, a u grupy badanej między 123 a 206 minutą (myślę o tych przeciwciałach i łza spływa mi po policzku…). Badacze zaobserwowali, że źrebaczki znacznie się opierały co wiązało się z wysokim poziomem stresu już na początku życia. Ponadto maluchy poddane wczesnemu treningowi wykazywały specyficzny wzorzec zachowania wobec matki (były niepewne, silnie zależne, miały mniej chęci do zabawy), ale też zaburzone zachowania społeczne w stadzie (bardziej wycofane społecznie, bardziej agresywne). Jest raczej mało prawdopodobne, że tak silny stres zafundowany na wczesnym etapie rozwoju i związane z tym krótko- i długofalowe konsekwencje w postaci zaburzonych relacji społecznych, mogą być uzasadnione w imię późniejszych korzyści. W takim razie czy istnieje jakiś optymalny czas by zacząć czegoś wymagać od takiego bobasa? Istnieje grupa badaczy, którzy proponują by rozpocząć nauki w momencie oddzielenia od matki (wtedy też jest trochę stresu, raaaajt?), ale koniecznie w regularnych powtórzeniach, no to może sprawdźmy czy coś wyszło w badaniach…

4. A może by tak dopiero po przesadzeniu drzewa? (Czytaj odsadzeniu źrebaka).

W badaniu sprzed 30 lat Heird zaobserwował większą łatwość podczas treningu i łatwiejsze w obsłudze konie, które były regularnie ogarniane przez człowieka od czasu odsadzenia [15]. W badaniu wzięło udział 40 półrocznych odsadków rasy QH z rancha w Teksasie do czasu aż osiągnęły drugi rok życia. Konie przypadkowo przydzielono do 5 grup: (1) kontrola – jedyny kontakt gdy trzeba było przeprowadzić osobnika z jednego pastwiska na drugie, (2) tydzień po odstawieniu zajmowano się źrebakami, a potem weg na pastwisko aż do 2 r.ż.; (3) tydzień po odstawieniu zajmowano się źrebakami jak w grupie drugiej, potem na pół roku na pastwisko, znów tydzień w końskim przedszkolu i znów na pastwisko do 2 roku życia; (4) jak w grupie trzeciej, ale po kolejnym pół roku znowu przez tydzień się nimi zajmowano; (5) to źrebaki, które od czasu odsadzenia przez kolejne 18 miesięcy regularnie się zajmowano. Czyli co robiono? Czyszczono, zakładano kantary, prowadzono, wiązano i robiono te wszystkie normalne czynności jakie robi się z młodymi końmi na ranczu. I co się okazało? W teście pamięci wykazano, że najszybciej uczyły się źrebaki, którymi regularnie zajmowano się od czasu odsadzenia (grupa 5). Później okazało się, że również te konie najlepiej radziły sobie podczas zajeżdżenia i były najmniej „emocjonalne” w porównaniu do pozostałych. Niestety statystyki tego badania zostały nadszarpnięte liczbowo, bo aż 10 (!) z 40 źrebaków nie dożyło drugiego roku życia! Były to tylko osobniki z pierwszych czterech grup (n=32), które żyły na wielkich amerykańskich pastwiskach bez większego nadzoru człowieka. Autorzy podkreślają, że zwierzęta te są narażone na drapieżniki, węże, rażenie piorunem, wielkie dziury, erozje terenu, tornada, pożary i inne plagi egipskie… Jedna trzecia źrebaków! Z tych chowanych na farmie przeżyły wszystkie. Bardzo mnie to ruszyło, bo jednak wciąż poszukujemy możliwości powrotu do natury, a natura jest w pewnym sensie okrutna – selekcja naturalna, goodbye! Przeżywają najsilniejsi, najszybsi i Ci co mają najwięcej szczęścia. Oczywiście nie jest rozwiązaniem owinąć konia w folię bąbelkową i zamknąć w złotym boksie wysypanym kryształkami Svarowskiego, ale gdybyśmy w zewie natury chcieli wypuścić wszystkie nieparzystokopytne na wolność – to różnie mogłoby się to skończyć, wiecie co mam na myśli? Parę tysięcy lat temu udomowiliśmy konie, są od nas zależne, jeździmy na nich, więc jesteśmy im winni to co dla nich najlepsze – boks 24 h? No niekoniecznie. Wielgachne pastwisko i koledzy przez 24 h? Super, ale musi być bezpieczne, a konie regularnie doglądane i zaopiekowane – taki balans 🙂

Teraz kochani duma! Rewelacyjne polskie badanie pod wodzą Profesora Jezierskiego (1999), a w roli głównej nasz Konik Polski, iha [16]! Mamy dwie grupy:
– kontrola, czyli luzaki bez obowiązków, z których część z nich mieszkała sobie na dziko w rezerwacie w Popielnie (takie tam 1600 ha, tak, tysiąc sześćset hektarów, dobrze czytacie) – to była podgrupa R, a pozostałe konie żyły w stajni, taki klasyk (podgrupa S).
– grupa badana – to źreboki, którymi zajmowano się przez 5 dni w tygodniu (takie zadania jak łapanie, prowadzenia, podnoszenie nóg, czyszczenie, kontakt z ludźmi) przez około 10 minut dziennie. Tutaj też brały udział znane nam dwie podgrupy, ale podgrupa stajenna (S) rozpoczęła nauki w wieku dwóch tygodni, a rezerwatowa dopiero po naturalnym odsadzeniu czyli w wieku 8-10 miesięcy (mrau!) i wtedy dołączyła do ekipy stajennej. Cóż tam się dalej podziało? Koniki testowano w wieku 6, 12, 18 i 24 miesięcy, takie tam łapanie na pastwisku, prowadzenie, podnoszenie nóg i konie dostały za to oceny, do tego założono im Polara i mierzono częstość rytmu serduszka. Okazało się, że takie codzienne normalne zajmowanie się źrebakami wpływa korzystnie na ich późniejsze zachowanie i można powiedzieć, że zapobiega przez szokiem i zderzeniem z końską rzeczywistością (niższa częstość rytmu serca niż u kontroli). Jednak patrząc na podgrupy wewnątrz naszej badanej, to źrebaki stajenne (S) lepiej wypadły od tych rezerwatowych (R ) w testach w wieku lat dwóch. Pamiętajmy, że te dwie podgrupy dzieliła różnica w długości kontaktu z człowiekiem o jakieś 7-9 miesięcy. Wnioski są pozytywne – spokojny, zwyczajny, codzienny kontakt źrebaka z człowiekiem robi mu lepiej niż brak tego kontaktu. Ejmen!

Sondergaard zaproponowała hipotezę, że konie nietykane przez człowieka do 2 roku życia staną się po krótkim czasie zbliżone do tych wychowywanych tylko dzięki temu, że człowiek przynosi im jedzonko [17]. Pani Eva z Danii bierze 40 źreboków po odsadzeniu, dzieli na dwie grupy – mieszkające pojedynczo w boksie (n=16) i mieszkające w grupkach 3-konikowych (n=24). Połowę z każdej z grup „męczy” (czyli zajmuje się nimi trzy razy w tygodniu przez 10 minut), a jak dokładnie „męczy”? No głaszcze, czyści, prowadza, wiąże i podnosi nogi. Dramat konia pierwszego świata. Oprócz samego zajmowania się kopytnymi dochodzi kwestia utrzymania czy stawiamy na indywidualistów czy może jednak praca w grupach? Przychodzi czas próby, więc ambitnie i regularnie sprawdzano jak taka ingerencja wpływa na rozwój i nastawienie młodzieży do świata. Wiecie, wygląda to tak, że nieznajomy włazi na padok, staje na środku i czeka po jakim czasie koniowi zachce się podejść i wąchnąć obcego. Tego obcego. No i okazało się, że nie ma różnic czy ten koń był zaopiekowany czy nie był, a nawet można się pokusić o stwierdzenie, że te nietykane były bardziej ciekawskie! Znaczenie miał wiek (im starszy tym bardziej odważny) i utrzymanie (indywidualiści przyszli pierwsi pogadać z nieznajomym, nie ci z rozwiniętymi relacjami, czyli którzy mieszkali z kolegami w boksie). Na odpowiedź behawioralną w kierunku ludzi mogą mieć wpływ czynniki genetyczne lub epigenetyczne (środowiskowe). W teście areny (nowe środowisko), gdzie stresik bardziej uwiera w zadek, więcej rżały konie utrzymywane w grupach od tych samotników, bo to chyba jasne, kogo ma wzywać na pomoc ten kto od małego musi liczyć sam na siebie? Ale za to te zaopiekowane osobniki miały niższe tętno i szybciej podchodziły do człowieka, mimo że otoczenie stresuje to podejdę do dwunożnego może on coś poradzi, no i git majonez, o to chodzi. A naukowcy to są tacy mądrzy, że nawet udało im się udowodnić, że więź między sąsiadami z celi (boksu) obok jest słabsza niż więź między tymi co chodzą razem po spacerniaku (biegalnia dla trójki). Ogólny wniosek – im młodsza dziatwa, tym bardziej reaguje na wszystko, a z wiekiem przychodzi ciocia habituacja i coraz więcej rzeczy im zwisa i powiewa pod ogonem. Ha ha.

I znowu ta sama silna ekipa z Francji tym razem ocenia 24 angloarabki w wieku pół roku i sprawdza czy może w okresie odsadzenia istnieje jakiś krytyczny okres najlepszy dla rozpoczęcia nauki [18]. Koniki podzielono na 3 równe grupy:
1. wcześnie szkolone (od 12 godzin po odsadzeniu przez 12 dni);
2. późno szkolone (od 21 do 33 dni po odsadzeniu);
3. kontrola.
Bąki żyły sobie w 4-koniowych grupach młodzieńczych, więc na czas szkolenia z manier i kultury wysokiej zabierano takiego ancymona na padoczek 6×6 m, a tam zawsze ten sam doświadczony jegomość wchodził i stał minutę przy wejściu oczekując zezwolenia na wejście jaśnie konia. Po wszystkich tych uprzejmościach próbował założyć kantar, potem głaskał i dotykał po całym ciele, próbował podnosić kończyny, prowadzał na lince i tak przez 12 dni, elegancko, taktownie, po francusku. 3 tygodnie po odsadzeniu wzięli w obroty drugą grupę i też przez 12 dni trwały nauki, w tym samym schemacie, lekcja dwa razy dziennie po 10 minut. Wszytko miłe co się miło kończy, a tu trzeba zrobić egzamin gimbazjalny. Nie no, po co jeden, szkoda czasu CKE, od razu zróbmy im cztery – polski, matma, angielski i przyroda. Tak więc po 2 dniach, 4, 7 i 10 miesiącach po zakończeniu edukacji szanowna dwuosobowa komisja (nauczyciel i gość z kuratorium) przyjechała sprawdzać czy źrebaki wpisują się w „klucz”. Niby nic nowego, niby wszystko było na lekcjach, te kantary, podnoszenia nóg, prowadzenia, ale wiecie przyjeżdża obca baba w garsonie i coś notuje na wasz temat, to można się lekko spiąć, rajt? No i wyobraźcie sobie, że nie mogło być normalnie… na sam koniec zrobili „novel object”, czyli bach ktoś nagle wrzucił jakiś obcy przedmiot na padok (pachołek, krzesło, karto, reklamówkę…), a na deser założyli monitor pracy serca i surprise! Jajko niespodzianka! Otworzymy parasolkę przed Twoim nosem. Badacze i te ich badania. Pfe. No i która klasa była najlepsza? Te szkolone faktycznie lepiej sobie radziły na pierwszych egzaminach, ale pod koniec różnice się zatarły i nawet te, które miały wieczne wakacje szybko ogarnęły podczas samych egzaminów o co kaman, a tamci przeszkoleni to już dawno pozapominali co mieli w szkole te parę miesięcy temu. Czyli zamiast 3xZ: zakuć, zdać, zapomnieć, może lepiej stosować systematyczne krótkie sesje, nawet nie codziennie, ale niech się utrwala, przepisuje do pamięci długotrwałej, a nie tylko bazujemy na tej świeżutkiej, jak dmuchawiec ulotnej 🙂 Tu też się okazało, że jak źróbki były w rytmie szkoleniowym to robiły wszystko z łatwością, niż potem na egzaminach po długiej przerwie. Poza tym lepiej szło tym z pierwszej klasy niż z drugiej, co lekko sugeruje, że może odsadzenie jest pewnym „okresem krytycznym” w życiu małego konia. Reorganizacja socjalna, źrebak bardziej poszukuje kontaktu, człowiek jako „matka zastępcza”, hmmm. A może stres spowodowany odsadzeniem powoduje wrażliwość na bodźce zewnętrzne, przez ten okres 1 do 2 tygodni? A może powoduje wyuczoną bezradność? Wiele pytań, mało odpowiedzi. Do roboty białe fartuchy!

Samo odsadzenie jest bardzo stresujące dla dzieciaczka, bo zmienia się w jego życiu naprawdę wiele – stres emocjonalny, psychiczny, fizyczny, często całkowite zerwanie więzi z matką, zmiana żywienia, utrzymania (jak taki maluch przyjeżdża zza granicy…), nagle się nim zajmują, szczepią, odrobaczają, prowadzają na kantarze… wiecie, że stereotypie pojawiają się dość często właśnie po odsadzeniu? To kiedy najlepiej i jak? O tym w kolejnym odcinku. Czy wtedy najlepiej przyuczać go do przyszłego zawodu? Jest to trudny i stresujący dla źrebaka okres ze względów wymienionych powyżej, dlatego w tym czasie maluch może być bardziej „otwarty” na kontakt z ludźmi. Nie ma żadnych naukowych dowodów na istnienie takiego specjalnego wrażliwego „okresu w rozwoju”, który byłby idealny dla stworzenia relacji koń-człowiek. Jednak wydaje się, że to nie czas w jakim dochodzi do kontaktu ma największy wpływ, ale sposób w jaki to się dzieje.

5. A może trochę zmienić podejście?

Tak, spróbujmy! Odwróćmy nasze myślenie! Mamusię trzeba docenić, bo ona robi robotę. Okazuje się, że dzięki uczeniu się społecznemu, czyli obserwacji innych przedstawicieli tego samego gatunku, a mateczka to jest dodatkowo na pozycji VIP, naiwne i niezbrukane życiem młode pączki róż chętnie potuptają w kierunku nieznanego jeżeli najpierw pójdzie tam koleżka, a co dopiero mateczka! Kojarzycie na przykład pierwsze skoki lub wjeżdżanie do jeziora – młode konie wchodzą za starszymi, bez problemu, bez dramatów. Skoro stary dożył swego wieku to wie co robi, jak widać żaden krokodyl mu tam nogi nie odgryzł, taka logika kopytnych. A gdyby tak źrebaczkowi pokazać, że człowiek to całkiem sympatyczne stworzenie i skoro mateczka go lubi, daje sobie robić te wszystkie dziwne rzeczy, to może jakoś się dogadamy? Wiecie, że w pierwszych miesiącach życia to właśnie klacz jest najważniejszych społecznie obiektem w życiu malucha, potem oczywiście ta więź się naturalnie rozciąga, przychodzą koledzy i koleżanki, a co ja was będę o życiu uczyć, sami lepiej wiecie. Badacze zauważyli w poprzednich badaniach, że gdy klacze wykazywały bardziej pozytywny stosunek do człowieka (wąchały, lizały), to ich źrebaki zdecydowanie bardziej szukały kontaktu z człowiekiem. W tym badaniu wzięło udział 41 par klacz-źrebak: grupa kontrolna (n=20) i grupa badana (n=21) [19]. Dla zwiększenia możliwości generalizacji wyników udział brały dwie duże stajnie hodowlane z zupełnie innym zapleczem (w pierwszej ruch i dużo ludzi, w drugiej cisza i spokój) – oczywiście w grupach po równo reprezentantów z dwóch stajni. Co robiono? Ano niewiele. Jakieś 12-20 godzin po porodzie wchodził ziomeczek do bosku i czyścił miękką szczotką klacz, źrebaka olewał, na koniec dawał jej smakołyki i tak przez 5 dni po 15 minut dziennie. Nic więcej. Potem testowali towarzystwo po 2 tygodniach, po miesiąc i po roku. Czary-mary! Okazało się, że źrebaki z grupy badanej podczas każdego z testów były bliżej badacza i inicjowały znacznie więcej kontaktu fizycznego (wąchały, lizały) w porównaniu do kontroli, która była bardziej bojaźliwa. Źrebaki kontrolne częściej poszukiwały kontaktu z matką, jakby szukając u niej zapewnienia, że wszystko jest okej. Wyniki te pokazują, że dla źrebaków wystarczył tylko wzrokowy i węchowy kontakt  z człowiekiem, nie było potrzeby dotyku by powstały pierwsze pozytywne relacje między człowiekiem a małym koniem. Zaobserwowano również, że źrebaki których matki były nadopiekuńcze trzymały większy dystans od człowieka niż dzieci wyluzowanych spokojnych mateczek. A po roku obcy człowiek mógł podejść i wyczyścić takie roczniaki bez problemów, no bajka, cud, miód, orzeszki i bita śmietana. Podsumowując, bardziej pośrednie aktywności takie jak szczotkowanie i karmienie z ręki klaczy w obecności źrebaka, wykazały pozytywny efekt, który może utrzymywać się przez pewien czas. Takie źrebaki dużo łatwiej dają do siebie podejść na pastwisku i dają się pogłaskać znajomemu lub nieznanemu człowiekowi nawet rok później, bez żadnych sesji przypominających w międzyczasie. To kontrastuje z kontrolą, u której zaobserwowano zwiększony opór przy próbie podejścia na pastwisku i większą niechęć do obecności człowieka. Hm.

A jak to jest z tym dotykiem? Czy konie go lubią? U kotów i psów, po porodzie w miocie, maluchy mają mnóstwo stymulacji dotykowej, kotłują się, mama wylizuje, u dzikich kociaków też obserwuje się aktywne poszukiwanie kontaktu, ocierania, co na pewno ułatwia tworzenie „dotykowej” więzi pomiędzy ludźmi i psami/kotami. Jednak u jeleni czy koni, gdzie rodzi się zazwyczaj jeden maluch na raz, ten kontakt dotykowy jest naprawdę znikomy, trochę lizków od mamusi (nie dłużej niż 15 minut w pierwszych 4 godzinach życia), potem kopas w pupas, jakieś czochranie po kłębie i szyi z ziomeczkami (ang. mutual grooming) oczywiście występuje, no ale żeby przytulaski non-toper? Okazuje się, że nawet jak koń ma potrzebę węchową, to zazwyczaj tylko niucha a nie dotyka, a na przyjacielskie iskanie przeznacza 2-3% swojego czasu, not so much… Konie są raczej mało dotykalskie. Co ja wam będę tu makaron nawijać, przecież naukowcy już próbowali to zbadać… Dwa doświadczenia [20], w pierwszym trzy grupy:
1) kontrola (n=8),
2) cyckowcy (n=10), czyli grupa w której po 30 minutach od porodu delikatnie przystawiono malucha do wymienia aż napije się siary (jest to znana praktyka w stajniach hodowlanych we Francji);
3) nieruchomy obserwator (jak tytuł horroru, n=9) przez 5 dni po porodzie 15 minut dziennie, stoi w boksie jak jakiś stalker.
W drugim eksperymencie były już tylko dwie grupy: kontrola (n=7) i badana (n=7), w której wymuszono kontakt ze źrebakiem tzn. głaskanie całego ciała przez 15 minut przez 5 pierwszych dni życia. Pierwsza sesja była w czasie 12-20 godzin po porodzie. Testy zrobiono w wieku 2 tygodni – nieruchoma osoba na padoku i obserwacja co zrobi źrebak (oczywiście jest tam z mamą), w drugim teście badacz próbuje podejść i pogłaskać źrebaka i po miesiącu test czapraka – delikatna próba położenia go na grzbiecie. No i okazało się, że ani cyckowcy ani głaskani wcale lepiej sobie nie radzą od kontroli, a nawet unikają kontaktu z człowiekiem, trochę lepiej radzą sobie ci od obserwatora, ale też szału nie ma. Autorzy przedstawiają wniosek, że wymuszony kontakt – ograniczający ruchy źrebaka nie jest przez niego odbierany pozytywnie i nie ma żadnych korzystnych efektów, a teraz pytanie – dlaczego tak się dzieje? Możliwe, że klacze były poddenerwowane w momencie przystawienie do cycka lub głaskania źrebaka (w tym badaniu klacz była przywiązana, więc na pewno się wkurzyła), a więc ich reakcja może wpływać na postrzeganie przez źrebaka człowieka jako źródło zdenerwowania ich mamusi. Możliwe, że źrebaki mogą źle reagować na wymuszony kontakt fizyczny. Możliwe, że ingerencja w pierwsze ssanie wymienia może być postrzegana jako naruszenie więzi między matką a źrebakiem. I teraz pytanie co te konie na to? W jednym z badań wyszło, że krowy odbierają głaskanie jako awersyjne, czyli nieprzyjemne. Skoro my lubimy się miziać, głaskać i przytulać to wydaje nam się, że inni też to powinni lubić. A co jeśli tak nie jest? Czy na pewno możemy podciągnąć głaskanie do wora wzmocnienia pozytywnego? Wrócimy do tego w kolejnym odcinku pt. warunkowanie operacyjne. Ale dorzućmy jeszcze jedno piękne zdanie. Potraktujmy tego źrebaka jak aktora, który odrywa czynnie swoją rolę w ustaleniu relacji z człowiekiem, a nie jest tylko pasywnym (biernym) odbiorą tych wszystkich stymulacji. Nawet u ludzi odeszło się już od karmienia noworodków i niemowląt co 3 godziny, tylko niech sam bobek ustali rozkład jazdy i je na żądanie, ale co do innych czynności również obserwujemy ich reakcję i potrzeby, a nie robimy wszystko maszynowo. Tyle się mówi o tym szacunku, więc szanujmy nasze konie i dajmy im szansę pokazać co czują J

Bardzo ciekawe, poglądowe podejście do tematu wczesnego szkolenia źrebiąt przedstawiono w jednym z rozdziałów książki „Horse behaviour and welfare”[21]. Autorzy twierdzą, że bezpośredni i intensywny kontakt ze źrebakiem ma rzadko długotrwałe i korzystne efekty. Dodatkowe dochodzą takie zmienne jak rasa, geny, temperament osobnika, środowiskowo, jak konie są utrzymywane czy to boks czy całodobowo olbrzymie pastwiska, jaka ilość błonnika w diecie, czy mają spełnione socjalne potrzeby, jakie są rytuały, opieka dzienna, trening, etsetera. Badań nad systemem utrzymania koni (boks versus pastwisko) jest cała masa, mam nawet w planie, może to w końcu ugryzę, bo ciekawy jest nie tylko wpływ na ogólnie pojęty dobrostan, ale też na proces uczenia się, me like it! Autorzy przytaczają swoje wyniki badania epidemiologicznego wśród 21 stajni hodowlanych w Brytanii, Francja, gdzie przeanalizowali aż 170 koni w wieku od 1 do 3 lat. Retrospektywnie notowali informacje o rytuałach stosowanych w tych stajniach i co się okazało? Badacze zauważyli, że młode konie – roczniaki różnią się w zachowaniu w zależności od stajni w której dorastały. W niektórych stajniach młodziaki witały obcego z zainteresowaniem, a w innych uciekały w kąt pastwiska jak tylko najdalej się dało… Potem testowali te same konie w wieku 2–3 lat, znowu szybciej uczyły się i lepiej odnajdywały w nowych sytuacjach konie z konkretnych stajni (tych samych co wcześniej). Okazało się, że te najlepsze stajnie mają coś wspólnego. Źrebakami zaczęto się zajmować w okresie odsadzenia i w następnym roku życia, a w pozostałych stajniach gdzie konie wypadły „gorzej” albo zajmowano się nimi intensywnie od dnia narodzin albo nie zajmowano wcale. Oczywiście nie ma prostej liniowej zależności pomiędzy ilością (czasem, częstością) kontaktu i jakością relacji koń-człowiek. W grę wchodzą prawdopodobnie aspekty zarówno jakościowe i jak ilościowe w następujący sposób. Kontakt w postaci „ograniczającej” fizycznie możliwość ruchu, ucieczki może wywoływać reakcje awersyjne, a niektóre okresy rozwoju psychicznego nie są najlepsze dla kontaktu z ludźmi. Autorzy postanowili zmienić podejście – przetestowali zupełnie różne warianty kontaktu ze źrebakiem:
a) kontrola – zero kontaktu,
b) człowiek bierny stojący w boksie przez 15 minut przez pierwszych 5 dni po urodzeniu,
c) delikatny kontakt z klaczą – szczotkowanie i smakołyki, zupełnie bez jakiegokolwiek bezpośredniej uwagi skierowanej na źrebie, też przez 15 minut przez pierwszych 5 dni po urodzeniu
d) bezpośrednie szczotkowanie źrebaka przez 15 minut przez pierwszych 5 dni po urodzeniu
e) intensywny kontakt pół godziny po porodzie polegający na przystawieniu źrebaka do wymienia (praktyka w wielu stajniach),
Potem sprawdzali jak pimpolki poradzą sobie w testach w wieku 15, 30-35 dni i po roku czasu. Okazało się, że maluchy z grup d) i e) najczęściej odmawiały kontaktu w późniejszym czasie, a te z grupy c) wypadły najlepiej we wszystkich testach, łączenie z tym po roku gdzie bez problemu przyszły na pastwisku do eksperymentatora, bez powtórek w międzyczasie. To naturalna tendencja do uczenia się poprzez obserwacje matki jest naprawdę obiecującym podejściem (też nie jakaś tak nowość, no bez przesady! Może trzeba to ładnie nazwać i sprzedawać jako komercyjną metodę?), które nie generuje dodatkowego stresu. No chyba, że bardzo zestresuje matkę, to mamy dwa kłopoty 😉 Więc najpierw popracujmy nad pozytywną relacją z mateczką, a źrebok też na tym skorzysta. Bardzo trudno jest powiedzieć jednoznacznie co jest najbardziej pozytywne z punktu widzenia konia. Należy znaleźć równowagę pomiędzy zbyt intensywnym, wczesnym kontaktem a jego brakiem. Łatwo jest popełnić błąd, mimo iż intencje są jak najlepsze. Najlepsze podejście może jest to jak najprostsze, czyli źrebak towarzyszy matce we wszystkich aktywnościach i uczy się przez obserwacje. Prosto, NATURALNIE (jestem olbrzymią fanką tego słowa, hihi), bez dodatkowych stresów (bezstresowe wychowanie też ubóstwiam). Oczywiście jeżeli relacje z klaczą są nie najlepsze delikatnie mówiąc, to nie liczmy na jakieś cuda. W „naturalnych” (dzikich) warunkach klacz szuka izolacji przed porodem i chroni źrebię, odgania ciekawskich towarzyszy by zostać ze źrebakiem sama w tym szczególnym pięknym czasie i może lepiej, żebyśmy nie wtykali swoich długich ludzkich nochali, tam gdzie nas nie potrzeba. Ja nie mówię o jakiś komplikacjach, zagrożeniu, tylko o el classico porodo, gdzie wszystko idzie gładko.

6. Inne wątpliwości i przemyślenia…

Dlaczego w badaniach uzyskujemy różne wyniki? Jest wiele zmiennych. Zaczynając od samego temperamentu źrebaka, dodając warunki przeprowadzenia eksperymentów, rodzaju utrzymania, rutyny stajennej, warunków socjalnych, charakter matki, reszte stada, ludzie obsługujących, ludzie przeprowadzających eksperyment… W dziczy i nie tylko, klacze poszukują izolacji na 2-24 godzin przed porodem [22]. a w pierwszych dniach po porodzie chronią bobasa przed innymi członkami stada, co może oznaczać, że jest to niezwykle ważny czas kiedy tworzy się unikalna więź między matką a dzidzią. Więź nawiązywana jest od samego początku przez kontakt fizyczny czyli wylizywanie (0-30 min), a potem pierwsze karmienie malucha (30-180 min). Przerwanie tego czasu, nawet na krótko, może powodować dystres u jednej i u drugiej strony, a nawet wywołać zaburzenie dalszych zdolności macierzyńskich klaczy. Indywidualne różnice w zachowaniu źrebiąt mogą być obserwowane nie tylko w dystansie utrzymywanym od matki (przez pierwszy tydzień około 5 m, potem coraz większy), ale też w reakcji na ludzi i nowości, co może być wynikiem wpływu genetycznego (ojciec nie jest bez winy!) ale i czynników epigenetycznych i wczesnych doświadczeń [23].

Hausberger [21] sugeruje, że korzystne efekty wczesnego obchodzenia się z końmi zależą od regularnych powtórek. Ponadto twierdzi, że nie ma jasnych dowodów, że u źrebiąt istnieje jakiś wrażliwy okres w rozwoju, który może ułatwiać rozwinięcie więzi między człowiekiem a źrebaczkiem. Należy zastanowić się nad bezpośrednią korzyścią dla samych źrebaków z takiego bliskiego bycia wśród ludzi. Reakcja klaczy podczas wczesnego szkolenia ma bardzo duży wpływ na zachowanie źrebaka [24]. Zaobserwowano, że podczas wczesnego szkolenia klacze znacznie częściej wąchały źrebię i mniej jadły w porównaniu do grupy kontrolnej. Ooooo! A to ciekawe! A skoro źróbek patrzy na to co powie Mam to jej zmienione zachowanie podczas procedur może dodatkowo wpłynąć na odbieranie tej sytuacji przez źrebaka. Nawiązanie pozytywnej relacji pomiędzy klaczą-matką a człowiekiem może być ważnym czynnikiem wpływającym na trwałą poprawę relacji z jej źrebakiem. Tak samo ważne jest ustalenie jasnych i spójnych relacji z samymi źrebakami. A jeżeli chodzi o szkolenie to należałoby używać technik które są w pełni zgodne z teorią uczenia się, zwłaszcza jeżeli chodzi o właściwe odpuszczenie presji. Habituacja do bodźców dotykowych i słuchowych jest podstawą zmiany zachowania. Przeprowadzona niepoprawnie może prowadzić do wyuczonej bezradności. Wpis HABITUACJA – welcome to!

Czy sam doktor Miller odniósł się do wyników tych wszystkich badań? I tak, i nie. Pisze, że posiada informacje o tysiącach źrebaków, które zostały przeszkolone z sukcesem (co to znaczy?), ale że większość ludzi robi wszystko inaczej niż on, że trening minutę po urodzeniu jest bardziej efektywny niż ten godzinę po, ale nie wolno się spieszyć podczas treningu… (biedna, głodna gąska). A później na deser dodaje, że zyskujemy szacunek (!) nie pozwalając źrebakowi wstać wtedy kiedy on tego chce… bo według teorii dominacji konie zyskują przywództwo przez kontrolowanie ruchów drugiego, więc przytrzymując czasowo źrebaczka i nie pozwalając mu wstać, on potem będzie traktował nas jak przywódcę, a nie jako zagrożenie [12]. Hm. Hm. Hm. Wdech-wydech. Nie wiem czy muszę komentować. Nawet nie wiem czy chcę. Tak to zostawię, do przemyśleń własnych. Obiecuję, że jeszcze kiedyś wrócę do tematu „szacunku” i „dominacji”, bo jest potrzeba. Stay tunned and keep on learning 🙂

7. Podsumowanie

Czy może się okazać, że ktoś właśnie publikuje badanie przeprowadzone na grupie 100000 źrebaków, które bezsprzecznie udowodni, że jest to najlepsze co możemy im zafundować? Oczywiście, że może. I czy to oznacza, że wszystkie do tej pory opublikowane badania są o kant potłuc, że tak powiem? No nie do końca. Jedno badanie jeszcze niczego nie udowadnia, powinno być powtórzone w niezależnych ośrodkach badawczych. Patrząc na wszystkie opublikowane do tej pory badania (mówię o takich, które można znaleźć w naukowych wyszukiwarkach, a nie przez Googla, wiecie takie z numerem DOI, a nie numerem do Pana Zdziśka zza stodoły) to wyniki są dość spójne. Badania te przeprowadzono zupełnie niezależnie, w wielu zagranicznych ośrodkach badawczych (USA, Francja, Dania, Islandia, Nowa Zelandia…) przez profesjonalistów, którzy nie mają żadnego interesu być za lub przeciw wczesnemu szkoleniu. Końscy naukowcy to trochę już zapomnieli o tym temacie, bo większość prac powstała w latach 1990-2010, czyli od dziesięciu lat cicho-sza. Ja na tę chwilę mam wątpliwości. Dlaczego przez ostatnie trzydzieści lat i tysięcy wcześnie szkolonych źrebaczków nie zgromadzono przekonujących wyników i ich nie opublikowano? Naprawdę z niecierpliwością czekam na jakieś wiarygodne badania w tym temacie. I zawsze gdy mówię badania – potrzebuję zobaczyć ich źródło, czyli konkretny artykuł naukowy, żeby sprawdzić metodykę, statystykę, konflikt interesów itd. Jak już pewnie wiecie, nie każde przeprowadzone i nawet opublikowane badanie jest dobre, a pisałam o tym TUTAJ. Warto odświeżyć!

W przeszłości sama to robiłam, nawet wydawało mi się, że to było moje pierwsze „badanie naukowe”. Czy wstydzę się tego? Oczywiście, że nie. Gdyby tak było, to siedziała bym cicho i nic nie mówiła. W tamtym czasie wierzyłam, że to co robię jest najlepszym co mogę dać, wiecie taki prezent życiowy ode mnie dla małego konia. A czy już wiecie dlaczego moje licealne jędrne wyniki nie były wiarygodne? Po pierwsze liczebność grup. 2+2 to może działa w przypadku swingersów, ale nie tutaj. Po drugie błędy w całej metodyce – brak randomizacji, zaślepienia, porządnej analizy statystycznej (gdzie przy n=4?!), aż wstyd dalej wymieniać… Jednak największym moim grzechem było ślepe zafascynowanie. Ja zanim przeprowadziłam ten mikro-eksperyment znałam już jego wynik. To musiało się udać, bo ja tak chciałam, a nie na tym polega dobra nauka. No sorry.

Na koniec pytanie: czy taka ingerencja gwarantuje sukces w życiu zawodowym tegoż wierzchowca? W medycynie podstawą do zastosowania leczenia jest warunek: „lek stosowany jest jedynie wtedy, gdy potencjalna korzyść przewyższa potencjalne ryzyko”. Weźcie sobie taką wagę szalkową, po jednej stronie połóżcie możliwe korzyści, a po drugiej ryzyko, i ważcie mądrze swoje ważne decyzje. The end.

PIŚMIENNICTWO

[1] Miller RM: Imprint Training of the Newborn Foal. 1991. Western Horseman, PO Box 9980, Colorado Springs. http://www.robertmmiller.com/boimtr.html

[2] Bielczyk E.: Wpajanie cech człowieka na przykładzie wybranych gatunków zwierząt. http://kosmos.icm.edu.pl/PDF/2010/451.pdf

[3] Williams J.L., Friend T.H., Toscano M.J., Collins M.N., Sisto-Burt A., Nevill C.H.: The effects of early training sessions on the reactions of foals at 1, 2, and 3 months of age. Applied Animal Behaviour Science, 2002, 77, 105-114.

[4] Przybyłowicz N.: Wczesne szkolenie źrebiąt. https://www.hij.com.pl/wczesne-szkolenie-zrebiat/

[5] Mal M.E., McCall C.A.: The influence of handling during different ages on a halter training test in foals. Applied Animal Behaviour Science, 1996, 50, 115-120.

[6] Simpson B.: Neonatal foal handling. Applied Animal Behaviour Science, 2002, 78, 303-317.

[7] Spier S., Pusterla J.B., Villarroel A., Pusterla N.: Outcome of tactile conditioning of neonates, or „imprint training” on selected handling measures in foals. The Veterinary Journal, 2004, 168, 252-258.

[8] Søndergaard E., Jago J.: The effect of early handling of foals on their reaction to handling, humans and novelty, and the foal–mare relationship. Applied Animal Behaviour Science, 2010, 123, 93–100.

[9] Mal M.E., McCall C.A., Cummins K.A., Newland M.C.: Influence of preweaning handling methods on post-weaning learning ability and manageability of foals. Applied Animal Behaviour Science, 1994, 40, 187-195.

[10] Sigurjónsdóttir H., Gunnarsson V.: Controlled Study of Early Handling and Training of Icelandic Foals. In: Proceedings from the Havemeyer Workshop on Horse Behavior and Welfare, Iceland, 2002, 35–39.

[11] Williams, J.L., Friend, T.H., Collins, M.N., Toscano, M.J., Sisto-Burt, A., Nevill, C.H.: Effects of imprint training procedure at birth on the reactions of foals at age six months. Equine Vet. J., 2003, 35, 127–132.

[12] Miller R,M.:Fallacious studies of foal imprint training. Journal of Equine Veterinary Science, 2001, Volume 21, Number 3, 102-105.

[13] Lansade, L., Bertrand, M., Bouissou, M.F., 2005. Effects of neonatal handling on subsequent manageability, reactivity and learning ability of foals. Applied Animal Behaviour Science, 92, 143–158.

[14] Henry S., Richard-Yris M.A., Tordjman S., Hausberger M.: Neonatal Handling Affects Durably Bonding and Social Development. PLOS One, 2009, 4, 1-9.

[15] Heird J.C., Whitaker D.D, Bell R.W., Ramsey C.B., Lokey C.E.: The effects of handling at different ages on the subsequent learning ability of 2-year old horses. Applied Animal Behaviour Science, 1986, 15, 15-26.

[16] Jezierski T., Jaworski Z., Górecka A.: Effects of handling on behaviour nad heart rate in Konik horses: comparison of stable nad forest reared youngstock. Applied Animal Behaviour Science, 1999, 62, 1-11.

[17] Søndergaard, E., Halekoh, U.: Young horses’ reactions to humans in relation to handling and social environment. Applied Animal Behaviour Science, 2003, 84, 265–280.

[18] Lansade L., Bertrand M., Boivin X., Bouissou M.F.: Effects of handling at weaning on manageability and reactivity of foals. Applied Animal Behaviour Science, 2004, 87, 131-149.

[19] Henry, S., Hemery, D., Richard, M.-A., Hausberger, M., 2005. Human–mare relationships and behaviour of foals toward humans. Applied Animal Behaviour Science, 93, 341–362.

[20] Henry, S., Richard-Yris, M.-A., Hausberger, M., 2006. Influence of various early human–foal interferences on subsequent human–foal relationship. Develop. Psychobiol. 48, 712–718.

[21] Hausberger M., Henry S., Richard-Yris M.A.: Early experience and behavioural development in foals. Horse behaviour and welfare. EAAP publication No. 122, 2007, 37-45.

[22] Waring, G.H., 2003. Horse Behavior, 2nd edn. Noyes Publications, William Andrew Publishing, Norwich, NY, USA, 442.

[23] Hausberger M., Roche H., Henry S., Visser E.K.: Review of human-horse relationship. Applied Animal Behaviour Science, 2008, 109, 1-24.

[24] Diehl, N.K., Egan, B., Tozer, P., 2002. Intensive, early handling of neonatal foals: mare–foal interactions. In: Proceedings from the Havemeyer Workshop on Horse Behavior and Welfare, Iceland, 2002, 40–46.